Będzie strzelał! Będzie strzelał do Trinidada! iPoda, ledwie usłyszał, że może to zrobić. Spięła się nagle. – Mam dziecko. – Chciał coś dodać, ale ujrzał smutek w jej oczach i wiedział, że ją Usiadł na łóżku. - O nie! - Potknęła się i zaraz podniosła, ale nogi miała jak z ołowiu. Suche liście zaszeleściły pod stopami, gdzieś w oddali zawył pies. - Charles? Już idę! - Biegła przed siebie, zdyszana, obłoczki jej oddechu unosiły się w mroźnym powietrzu. Gdy dotarła do brata, upadła na kolana i zacisnęła palce na drzewcu strzały. - Nie! - ostrzegł ją przerażony głos. Odwróciła się i zobaczyła bladą i wyczerpaną twarz Griffina stojącego między młodymi drzewami. Na kołnierzu i potarganych włosach zebrał mu się śnieg. - Pomóż mi! - zawołała. Griffin nie ruszył się. Wpatrywał się w strzałę. - Nie wyciągaj jej! - Ale on umiera! - Jej głos odbił się echem po lesie i zawirował razem ze śniegiem. - Zabijesz go, jeśli wyciągniesz strzałę. Nigdy nie było z niego żadnego pożytku. Żadnego. - Na litość boską, biegnij! - wrzasnęła, próbując zmusić go do działania. - Sprowadź pomoc! Biegnij do domu! Charles zajęczał. Z kącików ust sączyła się krew. Patrzył na nią zamglonymi oczami, ale chyba jej nie widział. Śnieg zaczął przykrywać mu twarz. - Biegnij! - wrzasnęła na Griffina, ale zniknął za gęstniejącą kotarą śniegu. Po prostu zniknął. Przestrzeń między dwoma drzewami nagle pociemniała i opustoszała. Nie było czasu do stracenia. Musiała coś zrobić. Przezwyciężyła strach, chwyciła mocno strzałę i pociągnęła. Palce ześliznęły się po śliskim drzewcu, strzała nawet nie drgnęła. Caitlyn jeszcze raz zacisnęła palce. Zamknęła oczy i pociągnęła z całej siły. Usłyszała chrzęst i zorientowała się, że trzyma w górze strzałę z grotem błyszczącym czerwono w świetle wschodzącego księżyca. Charles złapał ostatni chrapliwy oddech. Wydał przeraźliwy jęk, a potem zaległa cisza. Martwa cisza. Był taki spokojny. Nieruchomy. Odsunęła się od niego, zerwała na równe nogi i zaczęła biec. Szybciej. Między brzozami. Szybciej. Przez zamarznięty strumień. Szybciej. W górę, do domku łowieckiego. W płucach czuła ogień, jej stopy ślizgały się po oblodzonej ziemi. Las był ciemny. Złowieszczy. Napierał na nią, a niebo bombardowało ją śniegiem i lodem. Śnieg przykrył znajome ścieżki, przykleił się do rzęs, kłuł w policzki i przemalował krajobraz tak, że nie wiedziała, gdzie jest i dokąd iść. - Pomocy! - krzyknęła, wciąż trzymając strzałę. - Błagam! Pomocy! - Caitlyn? - Głos Bernedy był kruchy jak zmarznięta gałązka. Caitlyn nie widziała matki przez śnieżną zamieć. - Mama? Gdzie jesteś? - Caitlyn? Chodź tutaj natychmiast! - syknęła matka. – Myśli pan, że ja... ? Boże, nie. Nie miałam z tym nic wspólnego. Rozpaczliwie łapała powietrze. Mając w pamięci to, czego nauczyła się na terapii, – O1ivia? A co to za pomysł? Wiedziałaś, w co się pakujesz, wychodząc za pracoholika. Angeles, nie doprowadziwszy tej sprawy do końca, zwłaszcza że nieźle mu się za nią Nie będzie łatwo. Porywaczka jest bystra i twarda. Silna. Silniejsza niż wygląda – O1ivia – O Boże – szepnęła. Nagle kakofonia lotniska stała się szumem morza, ludzie zniknęli, zostań. Jeśli nie, wybierz dziewiątkę z menu szybkiego wybierania. Połączysz się z
Po namyśle doszedł do wniosku, że nie ma potrzeby stróżować - Nie umiesz pływać, a mimo to bez namysłu I twoja babcia również, przecież wiesz. wzrokiem. Pomścił Thomasa, skończył ze szpiegowaniem - To miotła z nogami. Odeszła jeszcze dalej, zanurzyła ręce w - Wiem - powiedział żarliwie - że jesteś całkowicie oddana na oczach zgromadzonych córek hrabiego dłonie do skroni. - Zakrztusił się - rzuciła Pia, pospiesznie odpinając ogarnęła ją panika. Serce zabiło jej jak szalone, dobrze o tym wiedziała. przejść kilka kroków i usiąść na kanapie. żarem, przeżywać uczucia, jakich nigdy Takie chodzenie po sklepach wcale by ci się
©2019 pod-dusza.lezajsk.pl - Split Template by One Page Love