- Ponieważ wczoraj zwolniłem Monę, wprowadziłem
Sebastian powoli podszedł do szafki.
- Na twój bal oczywiście. Tylko że ostatnio byłam
na ojca.
łzami w oczach.
że będzie musiała jakoś wyjaśnić im obecność Sebastiana, ale
- Chciałam sprawdzić, czy nadal możemy być
porcelanowymi talerzami.
Dziś piekli ciasteczka. Chłopcy byli
za zabicie mojego brata? - ryknął Grafton, wyciągając
a on postanowił ją połknąć.
jakiś sposób również zdobył tę informację.
się w duchu i postanowiła odnaleźć Augustę.
mu w oczy i napięte mięśnie rozluźniły się. Pia nacisnęła
- Że pojechałam z wizytą do lady Stanton i niedługo
na dworze. To raczej... - urwał, szukając odpowiedniego
- Mówiłaś, że jest bogata. - Bogata? Mało powiedziane! Pochodzi z Montgomerych, tych od Montgomery Bank and Trust, Montgomery Cotton, Montgomery Estates, Montgomery coś tam. Zdaje się, że są dalekimi potomkami jakiegoś bohatera wojny secesyjnej. Tak przynajmniej twierdził przed śmiercią jej dziadek, stary Benedict Montgomery. - Cholera. - Nawet Reed słyszał o tych Montgomerych. - No właśnie. Gdy tak pędzili ulicami miasta, przemknęła Reedowi przez głowę pewna myśl. Porzucone żony są zawsze podejrzane. Nawet te bogate. - Czy ona mieszka gdzieś w pobliżu? - Niedaleko. Bardzo dogodnie. - Jakieś dzieci? - zapytał. - Jedno. Nie żyje. Zmarło kilka lat temu. Myślę, że miało wtedy trzy czy cztery lata. To było straszne. - Sylvie skrzywiła się. - Z tego co wiem, Caitlyn, żona Bandeaux, omal wtedy nie oszalała. Słyszałam nawet plotki, że próbowała odebrać sobie życie. W każdym razie ta rodzina skrywa wiele sekretów i wydano wiele pieniędzy, żeby nie wyszły na jaw. Wierz mi - prychnęła drwiąco. - Dużo wiesz o Montgomerych. - Też mi się tak wydaje. - Wysunęła w bok dolną szczękę i spojrzała w lusterko wsteczne. - To twoje hobby? - Niezupełnie. Ale przeprowadziłam kiedyś małe dochodzenie. Bandeaux zawsze starał się obchodzić prawo. Przyjrzałam się dokładnie jego życiu zawodowemu i prywatnemu, ponieważ krążyły pogłoski, że ma powiązania z mafią. - I co, miał? - Niczego nie znalazłam, ale wiele się o nim dowiedziałam. Milczał wyczekująco. Sięgnęła po zapalniczkę i znalazła na desce rozdzielczej zmiętą paczkę marlboro. - Reed, masz swój rozum. Savannah może i wygląda na duże miasto, ale klimat jest tu małomiasteczkowy. - Nie odpowiedział. Zdążył się już nauczyć, że najwięcej wyciągnie z Sylvie, milcząc. A czuł, że to jeszcze nie koniec historii. Miał rację. - Do diabła, i tak się dowiesz. - Z zimnym niewesołym uśmiechem dodała: - Mój były, Bart, pracował przez jakiś czas dla Bandeaux. Morrisette wytrząsnęła z paczki papierosa i jednym zręcznym ruchem wyprzedziła furgonetkę dostawczą. - Dlaczego się rozwiedliśmy? - Zawahała się przez moment. Uchyliła okno i zapaliła papierosa, prowadząc jedną ręką i ani na moment nie zwalniając. - Były setki powodów. Setki. Ale jest jeden, w który wszyscy wierzą, taki, że miałam romans z Joshem Bandeaux. - Wypuściła dym. - Wyjaśnijmy sobie, to nieprawda. Może mam kiepski gust, jeśli chodzi o facetów, ale nie aż tak kiepski. Reed nie odezwał się. Nie wiedział, co o tym myśleć. Niezbyt dobrze rozumiał kobiety - a kto, u diabła, je rozumiał? - ale instynkt podpowiadał mu, że ta twarda sztuka Morrisette naciąga fakty. I jakoś nie bardzo mu się to podobało. Wcale mu się nie podobało.
Czy to może być prawda?
99
prześladuje, nie schronił się tutaj, zamówił piwo bezalkoholowe, pogadał z kelnerką i zapytał,
– Co tu się wydarzyło, do cholery? – Hayes starał się przekrzyczeć szum morza i
słyszał za sobą kroki pozostałych. Ratownicy mieli łomy, latarki, kamizelki ratunkowe.
– Wypuść mnie. – Stoi twarzą do mnie, spogląda spoza krat, patrzy mi prosto w oczy. Jest
Nie! Nie będzie myślała o niczym poza ucieczką. I nie przerazi się skurczów, które
– To samobójstwo.
słyszała nawet własnego chrapania. Natomiast w pewnej chwili poczuła, że poruszyła się koło
obserwowały przechodniów, sącząc kawę przy stoliku na dworze.
Zabieramy się stąd. Musimy zidentyfikować twoją towarzyszkę.
Atropos podniosła je, zestawiła ze sobą i starannie przypięła w odpowiednim miejscu na drzewie klanu Montgomerych. Piękna kształtna głowa zdawała się wyrastać wprost z nóg. Papieros i ramiona były nietknięte, co nadawało Bernedzie dziwny, ale elegancki i intrygujący wygląd. Taki, jakiego zawsze pragnęła. Atropos uśmiechnęła się. Nowo
– Mamy. I to często. W każdym razie tych głupich. O ile mamy szczęście.
– Bledsoe trzymał w górze trzy palce, kciuk i mały były opuszczone. Eliminując Baxtera z
– Codziennie.